Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

małego księcia Lulejki. „Spójrzcie na tego uroczego aniołka, na to wcielenie dobroci. Właśnie spotkałyśmy tutaj tę brudną wstrętną ropuchę, nie wiem dlaczego straże dworskie nie ubiły na śmierć tego szkaradzieństwa, nie wiem jakim sposobem przylazło to aż tutaj — i raczcie tylko miłościwie spojrzeć, dostojni Państwo — mój mały słodki aniołek, moje cudne kochanie daje temu brudasowi swoje własne ciasteczko!”
— Nie lubię wcale takich ciastek — rzekła Angelika.
— To nic — niemniej jesteś prawdziwym aniołem dobroci, księżniczko — ozwała się guwernantka.
— Rozumie się — potwierdziła Angelika. „A ty, mały brudasku, powiedz, czy nie jestem naprawdę śliczna?”
Istotnie, księżniczka, uczesana starannie w długie wijące się loki i ubrana w najpiękniejszą w świecie sukienkę i najpiękniejszy w świecie kapelusz — wyglądała bardzo ładnie.
„Baldźo lićna, baldźo lićna” — rzekła mała dziewczynka i poczęła zaraz radośnie dygać i tańczyć i śmiejąc się, zajadała z wielkim smakiem ciastko. Ruchy jej były lekkie i zwinne, a cała postać niezwykle milutka — kręcąc się zgrabnie wkoło, przyśpiewywała ochoczo.

„Doble ciaśko ma loziuki
„Więc wesole stloję minki!
Hoc — hoc”.

Król, królowa, Angelika i Lulejka śmieli się serdecznie. A mała tanecznica, ciągle wirując, śpiewała:

„Ladnie tańczę, ladnie skacę
„O nic nigdy nie zapłacę
Hoc — hoc”.