Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w nocy podochoceni studenci zapragnęli zemścić się na nieznośnej głowie, która na nich wybałuszała szkaradne ślepia i pokiereszowali łeb Gburiana porządnie scyzorykami i laskami. Wreszcie księżniczka kazała pewnego razu całe drzwi przemalować. Malarze smarowali brzydką kleistą i cuchnącą farbą całą głowę — szast — prast, po nosie, po oczach, po ustach, aż umalowali ją całkiem na kolor jasno zielony.
Wierzajcie mi, Gburiano miał za swoje! Żałował też nieraz gorzko, że tak brzydko dawniej postępował — że tak ciężko obraził Czarną Wróżkę. W pałacu nikt się o jego zniknięcie nie zatroszczył, własna jego żona ani zapytała o niego.
Kłócił się z nią przecież zawsze i uciekał do szynkowni spijać piwo — a że długów miał wyżej uszu — sądzono powszechnie, że drapnął do Australji lub Ameryki, spróbować szczęścia w innej części świata. Skoro zaś książę z księżną zasiedli na tronie jako królewska Paflagonji para i opuścili swój dawny dom — wszyscy zapomnieli najzupełniej o dawnym, wielkim i niegrzecznym odźwiernym Ich Książęcych Mości, którego żałośnie wykrzywiona głowa widniała na dębowej bramie pałacu.