izby właścicielka gospody, która wyglądała mniej więcej, jak na tym obrazku:
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/3/38/W._M._Thackeray_-_Pier%C5%9Bcie%C5%84_i_r%C3%B3%C5%BCa_str_126.png/320px-W._M._Thackeray_-_Pier%C5%9Bcie%C5%84_i_r%C3%B3%C5%BCa_str_126.png)
— Czego tak się drze i hałasi? — zapytała niezbyt uprzejmie.
— Cóż to za hotel, moja pani! — zawołał Lulejka. — Ani wody ciepłej, ani dzwonka. Nikt nie wziął nawet moich trzewików do oczyszczenia!
— Hi! hi! hi! — zaśmiała się gruba jejmość. — Widzicie go, panicza z Honolulu! Jakby to sobie nie mogło butów oczyścić! Jedną koszulę ma na grzbiecie, a pretensyj więcej, niż włosów na głowie! Jak żyję, nie widziałam takiej bezczelności!
— W tej chwili opuszczam tę karczmę! — zawołał z gniewem Lulejka.
— A zabieraj się waćpan na cztery wiatry. Im prędzej, tem lepiej. Zapłać tylko swój rachunek — i fora ze dwora. Mój hotel jest dla porządnych, solidnych gości, a nie dla gołych studentów, którym tylko fiu! fiu! w głowie!
— Waćpani hotel jest chyba dla niedźwiedzi, ale nie dla ludzi — zawołał Lulejka. — Każ waćpani wymalować swój portret na szyldzie, a szyję dam, że niczyja noga w twoim hotelu nie postanie!