Strona:Władysław Tarnowski - Krople czary - cz. I i II.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
126

Schodziły noce, bratnie, rozhoworu...
Wtedy się w zapas wziął, z boleścią dumną,
A z bólu jego kolano — przyklękło,
Jakby mu serce na twéj trumnie pękło,
Jakby się grobu twego stał kolumną!...
I padł o ziemię — i deski te głuche
Całował z głośnym płaczem, z dziecka łzami,
Kędyś ty ścieżkę wydeptał stopami
W górę unosząc — oko w żalu — suche!...
Ale się zerwał — i w sierocéj chwili,
Pomniał, żeś ty tu umiał serce w procę
Mienić, kiedy się słowiczo rozkwili,
I niém ugodzić — w boleść! w dni sieroce...
Więc niém wyrzucił w gwiazdy! — aż do Ciebie!
Z nim krzyk swéj duszy — pierwszy — i ostatni!
Jak łez modlitwa — tęcza! co na niebie
Uwieńcza piorun po burzy jéj bratni!
A potém list ten, wśród samotnéj nocy,
Jak wieniec rzucił Ci o wschodzie słońca,
Aby noc bólu przysłoniła mocy,
A potém poszedł — aby iść — do końca!

∗                         ∗

Odtąd upadły anioł w snach tyranów,
Od twego w burzy będzie ślepł imienia,
O! boś ty orłem téj ziemi hurhanów,
Któréjś dał ciałem krew — a duchem pienia![1]





Bądźmy gotowi.
PIEŚŃ KOLEŻEŃSKA.

We dnie i w nocy — sami czy w rodzinie,
Bądźmy gotowi!

  1. Ten wiersz (na śmierć Mieczysława Romanowskiego) i kilka z poniższych, wyszły z małemi waryantami, dawniéj, w piśmie Lwowskiém: Dziennik literacki.