Strona:Władysław Tarnowski - Krople czary - cz. I i II.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
115
Lacrima lacrimarum.
(Do A. Z.)

Tak tęsknie jęczy smutny dzwon po rosie,
Wieczornym głosem rozmdlewa się w dali,
Jak anioł co się wszystkim gwiazdom żali
Straconéj duszy, w rozpłakanym głosie...
Lecz krzyk tęskniejszy wzbił się ptakiem fali,
O moja matko!
Tak dziko szumi bór stary dębowy,
I wrzaskiem kruków wtóruje natura,
Wstrzęsły się drzewa krzykami dąbrowy
Szląc chmurę liści zjeżonemi głowy —
Od Karpat rycząc sunie jasna chmura
Lecz dziczéj woła dusza ma ponura
O moja matko!
O moja matko! tyś moją świętością!...
Jak dziecko modlę się do twego cienia,
I tą modlitwą lepszy, jak miłością,
W ciemnościach serce niosąc zórz jasnością
Lampę płonącą, przez grobów sklepienia,
Lecz tyś jest blaskiem mej gwiazdy promienia!
Zrywam się z martwych, i dźwigam zbolały
Przekląłem siebie — a usta co drżały
Drganiem rozpaczy namiętném i dzikiém,
Znów się tym jednym wymodliły krzykiem
O moja matko!
I krzyk ten z piersi boleścią wydarty
Cichą łzą spłynął, jak rosa na kwiaty,
A myśl milcząca z pieśni jasną wieścią
Żegluje znowu samotna w swe światy,
Lecz przeszłych dziejów odwracając karty,
Znowu gołębią zawodzi boleścią
O moja matko!...
I z krzykiem rzucam się piersią o ziemię,
I gryzę chwasty, w bezłzawéj rozpaczy,
Gdzie Bóg ten wielki, ponad światów plemię,
Co krzykiem orlich bólów wieki znaczy?