Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —

Przecież hrabianki to już powinny być przystojne...
A potem pokazali mi lożę, gdzie siedział Przybyszewski i ci, co mu mówią „Stachu“.
Nie myślałam, aby tutaj, w takiej dziurze, jak Kraków, aż tylu było hrabiów!
„Pa“ powiedział, że to garsoni po knajpach i hotelach tylu fabrykują hrabiów, że Galicya ma ich nawet na eksport!
— Nie, nie mogę tego zrozumieć...
Taka już jestem senna...
Ale dlaczego mu dała tuzin tych sk... i potem umarła?... To musi być głęboki symbol...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

„Pa“ powrócił ogromnie wesoły... i mówi, że był z kuzynkiem i z tymi panami, że to chociaż dekadenci, ale porządne chłopaki z przyszłością!...
Lubię to „chociaż“!... „Pa“ będzie oceniał dekadentów!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

30 marca, rano. Już wieczorem jedziemy do Wiednia.
Jestem tylko ze „Stokrotkami“, bo „Pa“ studyuje tutejsze urządzenia, a „Ma“ poszła do Kapucynów kupić kropli, bo ta homeopatya to „Stokrotkom“ jakoś nie pomaga...
Muszę pisać do pana Henryka, ale tak mi się nie chce i... zresztą to nie tak łatwo... na brudno,