Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 52 —

jak się gniewam na pana Henryka i nie dam się c..., to taki pokorny, tak mi w oczy patrzy prosząco, i zawsze później robi to wszystko, czego chciałam...
A „Ma“, jak się gniewa z „Pa“, to zawsze dysponuje Rozalii przy kolacyi:
— Pościelesz panu w gabinecie!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Już ja nie będę nieszczęśliwą — niema głupich!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Później. Zrobiłyśmy z mamą kilka wizyt pożegnalnych. Wszędzie się ogromnie dziwiono, że jedziemy do Włoch, winszowano tak serdecznie, życzono przyjemnej i wesołej podróży...
Nie mnie brać na serdeczność, wiem dobrze, jak nam zazdroszczą.
„Ma“ tłómaczyła, że jeszcze dwa lata temu, podczas choroby, złożyła ślub, że na podziękowanie za wyzdrowienie odbędzie pielgrzymkę do Rzymu i innych miejsc cudownych.
Ciekawam, poco takie tłómaczenie?..
Jedziemy do Włoch, bo nam się tak podoba, bo mamy na to i koniec. Niech nam zazdroszczą, ja to strasznie lubię.
Wstąpiłyśmy do Hersego. Nie, nic nam nie potrzeba, ale ja tak lubię oglądać materyały... Takie chłodne te jedwabie i takie miękkie, że ile razy zanurzę w nich ręce, to mnie przejmuje dziwny,