Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/29

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    — 25 —

    że aż pan Henryk musiał chodzić do apteki po lekarstwo.
    I bawiliśmy się do dziesiątej rano.
    Strasznie byłam szczęśliwa, strasznie!
    A rano pon Henryk jak już odchodził... odprowadziłam go do przedpokoju... to... już nie zważał że „Ma“ stoi w drzwiach, tylko tak mnie ca...
    Było ciemno, to może i nie widziała...
    Naprawdę, ale zaręczyny, to znacznie przyjemniejsze, niż taki zwyczajny bal.

    · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

    16-go marca. Taki mróz na dworze, ale pan Henryk mówi, że i tak ślizgawki nie będzie, że zaraz puści. Szkoda, mam taki śliczny kostyum! Umyślnie na ślizgawkę „Ma“ mi kupiła.

    · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

    Wieczorem. Jakie śmieszne są te ciotki pana Henryka!...
    Siedzimy dzisiaj z nim przy obiedzie; dzwonią. Kto taki? Służąca ciotki Sylwi... i weszła do jadalnego z ogromnem futrem, pewnie jeszcze po dziadku i powiada, że pani przysyła i prosi, żeby się Henryczek ubrał na ulicę, bo dzisiaj mróz, a Henryczek wyszedł tylko w palcie.
    Służące mówią mu Henryczek!
    Muszę ja to wszystko zmienić.

    · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·