Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —

wyłożona via Apia, rozlegały się głośnem echem i budziły, bo z portyków domów zaczęły wychylać się czarne twarze niewolników, niejedna zasuwa otwierała się z okna i wyglądała z niego zdumiona twarz kwiryty, ale wtedy dziesiętnicy, idący po bokach głębokich szeregów, błyskali mieczami, a drzwi i zasuwy zamykały się bez szelestu, a twarze bladły w trwodze.
W cieniu wielkich drzew, gdzie stał posąg i szemrała fontanna, przystanęli na chwilę, zaszemrały rozkazy i cały oddział, rozbity na długie wstęgi, rozszedł się i okrążył szczyt wzgórza, na którem, wpośród strzępiastych sosen, stał nizki na pół rozwalony dom; tutaj było wejście do podziemi, znane tylko zdrajcy.
Theodatos posunął się szybko do domku, ale w pół drogi przystanął i spojrzał na Rzym, który z tej wysokości był widoczny, jak wielki rozlew kamiennych czworokątów płaskich. Księżyc wznosił się wysoko, góry tonęły w białej mgle, z której błyskały złocone dachy pałaców: na lewo, daleko, nad Tybrem, za cezarowymi ogrodami, rozciągało się morze mgły, a bliżej chaos domów i świątyń, zlanych w jedną białawą masę i powleczonych niebieskawą posnową księżycowego światła.
Patrzył na miasto rozszerzonemi źrenicami i dusza mu się skurczyła dziką prawie radością, bo sobie przypomniał obietnice Cezara, który za wy-