Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

danie wejść do katakumb i za wydanie chrześcijan — dawał mu wolność, bogactwa i obywatelstwo rzymskie.
Szybko przystąpił do domku i zastukał umówionym sposobem.
— Baranek — powiedział głośno w otwór, jaki był w drzwiach.
— Wejdź w pokoju! — odpowiedział mu głos z wewnątrz.
— Zaczęła się już ofiara?
— Pewnie, bo przed chwilą wszedł Anicyusz, będzie dzisiaj czytał braciom list Pawła — odpowiadał człowiek spokojnie, wręczając mu zapalony skręt sznurów, oblepionych żywicą.
Theodatos wyciągnął rękę po światło, ale równocześnie pchnął szerokim mieczem w gardło starca, który rozkrzyżował tylko ręce i padł na wznak, rzężał chwilę, kopał nogami, darł paznogciami glinę podłogi i skonał. Trwało to wszystko chwil parę, poczem Syryjczyk wyszedł przed dom, gdzie czekał dowódca.
— Zejdę na dół, zobaczę, czy już są wszyscy, i zaraz dam znać.
— Pójdę z tobą — odpowiedział Rzymianin.
— Jak chcesz panie.
Weszli na mały dziedzińczyk, ukryty za domem, pomiędzy złomami kamienia, zarosły dzikim laurem i bluszczem, który się czepiał domów. Pod jednym z takich złomów było wejście do kata-