Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —

życ tak świeci... Tak jest cudnie, tak cudnie, że wolę patrzeć, niż pisać...
Nie, to zupełnie, jak w jakiej operze, tak jest pięknie, a może nawet i ładniej.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Fiume.
Nie zdążyliśmy na okręt, pociąg się spóźnił, musimy czekać do jutra wieczorem.
On mieszka w tym samym hotelu i zajmuje się ciągle nami!...
Boże, czyby to być mogło?...
A przed oknami huczy morze!... to tylko tak piszą, że huczy, ale to morze, to nie huczy wcale!
Więc to jest prawdziwe morze!... Zupełnie nie wygląda na to, bo wcale go prawie z okien nie widać!...
Deszcz znowu pada. I nie widziałam jeszcze ani jednego z tych „wilków morskich“ marynarzy!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Żeby chociaż te ciotki naprawdę zapisały panu Henrykowi swoje domy, bo to o dobrą praktykę teraz trudno!... — powiada „Ma“.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Już na morzu, ołówkiem.
Tak się strasznie boję. Całe szczęście, że on jest z nami!... Tak się wszystko kołysze!... Morze