Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 119 —

takie ciemne, tak grzmi. Pewnie będzie burza!... Jezus, za nic w świecie nie chcę utonąć, ani żeby się statek rozbił. Czytałam o takich rozbitkach i o ludożercach!... To straszne! Aż się myśleć o tem boję.
Tak ciemno, że nawet tego okrętu nie można zobaczyć... i nie można chodzić, trzeba się trzymać poręczy...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Już ruszyliśmy! Boże mój, czy aby dojedziemy do tej Wenecyi, czy ja jeszcze zobaczę Warszawę!
Baron powiedział, że jedziemy spokojnie, że nic się nie stanie... Chciałam z nim pomówić, ale „Ma“ ciągle była przy nas...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Byliśmy na kolacyi! Ach, jakie to dziwne! to wprost nie do uwierzenia! solniczki, oliwiarki wiszą u sufitu.. tylko trochę się kołysze... i tak się kiwali wszyscy zabawnie!... jakiś pan, który siedział naprzeciw, wyciągnął rękę po sól, ale się kiwnęło, złapał „Ma“ za nos!...
Jakie to było śmieszne!... a „Ma“ nawymyślała mu, jakby był co winien.
Sam okręt, to nic nadzwyczajnego, taki dom, co pływa...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Siedzieliśmy wszyscy na pokładzie, on siedział trochę niżej i że było dosyć ciemno, pocałował