Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —

podniosła komorne. Ale „Pa“ tego nie zrobi, wiem, taki miękki...
Już ja panu Henrykowi nie pozwolę być safandułą...
No i musimy na tej stacyi czekać do południowego pociągu i „Pa“ zapłacił już karę za zatrzymanie.
„Stokrotki“ widocznie się przestraszyły, bo tak się biedaki trzęsą, a może nawet są chore...
Sama „Ma“ poszła prosić naczelnika stacyi, żeby im co poradził, to ten gbur, szwab jakiś, powiedział, że nie jest weterynarzem...
Chociaż u nas nie jest za granicą, ale naprawdę ludzie są grzeczniejsi!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Zjedliśmy porządne śniadanie, ale mamy jeszcze trzy godziny czekania... i z tego wszystkiego zupełnie mi się rozfryzowały włosy.
Jakiś śliczny huzar chodzi po peronie, pewnie Węgier!
Zafryzuję sobie włosy i pójdę przejść się trochę po peronie.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Budapeszt 4-go kwietnia. Dopisek „Pa”.
Przespałem się, wypocząłem po tych strasznych przejściach i zaraz ruszamy dalej, a i kobiety ze „Stokrotkami“ czują się niezgorzej.