Całe popołudnie oglądaliśmy wystawy!
Cudy, same cudy, ale już mnie tak nogi bolą!...
Pan Henryk pisał dzisiaj, ale on już nudny z temi radami i czułościami... to dobre w Warszawie, ale nie tutaj za granicą.
Idziemy wieczorem do Ronachera, do opery nie, bo za drogo i „Pa“ mówi, że w każdem mieście włoskiem są lepsze i tańsze...
Strasznie się cieszę, bo nigdy jeszcze w takim teatrze nie byłam... a tyle mi o tem kuzynek naopowiadał!...
Kupiłam sobie „princessów“, zapalę po teatrze, jak „Ma“ i „Pa“ pójdą spać! Przecież u Altenberga, to wszystkie panie palą „princessy“.
A „Ma“ kupiła mi białą flanelową suknię, ogromnie to wszystko tanie i szykowne! że to coś okropnego!...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Wieczorem, po Ronacherze.
„Pa“ poszedł do kawiarni na gazety, mówił, że musi sprawdzić notatkę radcy.
Ach, ten Ronacher, to wprost cudowny! Ale nic nie podobny do teatru Rozmaitości, ani do krakowskiego, ani się umywają do niego!
Już dla tego samego warto było przyjechać do Wiednia! Nigdy w życiu, nawet na swoich zaręczynach, nie bawiłam się tak doskonale!