Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bowiem Sejm dawał obraz codziennej bitwy, staczanej przez garść bohaterów z falangą chwiejnych, głupich i zaprzedanych, oraz z całą potęgą skoalizowanej nikczemności sąsiednich potencyi.
Napróżno król, Ankwicz, Ożarowski, biskup Kossakowski, Miączyński i tylu podłych i tchórzliwych usiłowało wszystkimi sposoby przemódz opozycyonistów i skłonić do powolności, napróżno i Sievers groził im Sybirem, obstawiał wartami, a niektórych siłą zatrzymywał na kwaterach.
Nie ustąpili żadnym groźbom ni perswazyom.
Szydłowski, Skarżyński, Mikorski, Krasnodębski, Kimbar, Karski, Gosławski i reszta tych niewielu cnotliwych stała nieustraszenie przy swojem, nie dopuszczając deliberacyi nad traktatem z Prusami.
Stali jakby na podminowanym szańcu, walcząc do ostatniego tchu za całość i wolność Rzeczypospolitej, jak byli walczyli w przeklętej pamięci dniach 17 lipca i 17 sierpnia, tak samo przeciw skonfederowanej zdradzie i przemocy.
Grzmiały więc ciągłe mowy, protestacye, głosowania; nieustannie wybuchały kłótnie, przewlekłe rokowania, długie ceremonie przeprosin obrażanego co chwilę Majestatu, kończące się gremialnem ucałowaniem królewskiej ręki — byle jeno przewlec choćby dzień jeden, byle tym oporem rozbudzić sumienia i krzykami rozpaczy wstrząsnąć opieszałych. Już większość sejmowa poczynała się skłaniać za ojczyzną, już 27 sierpnia przeszedł wniosek Szydłowskiego, odrzucający ze wzgardą