Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Próbował się usprawiedliwiać, wskazała blizkość pałacu i rzuciła:
— Kocham cię! Ostanie okno na ogrody, pamiętaj...
Na pałacowym tarasie pląsały dzieci dokoła arlekina, usadzonego na wysokim taborecie i śpiewały. Chór srebrzystych głosików podzwaniał, niby radosny chór ptasząt i niby rój motylów czy kwietnych płatków wirował w cichem, modrawem od zmierzchów powietrzu. Hr. Camelli przygrywała dyskretnie, a ten krąg zrumienionych twarzyczek, roziskrzonych oczów i powiewających włosów i strojów kołysał się rytmicznie i zawodził z uniesieniem:

»Arlequin tient sa boutique
»Sur les marches du Palais,
»Il ensegne la musique
»A touts les petits valets«.

I teraz każde z osobna podchodziło do arlekina, dygało przed nim z wdzięcznym grymasem, a reszta śpiewała wesoło:

»Oui, Monsieur Po-
Oui, Monsieur Li-
Oui, Monsieur Chi-
Oui, Monsieur Polichinel!«

Wybuchnęły burzą śmiechów, rzucając się na niego i szarpiąc na wsze strony.
Socyeta również zabawiała się wybornie; Sievers