Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cioły Boga i ojczyzny — syczał, ledwie się już miarkując w nienawiści. — To zarzewie za blizko naszych granic, trzeba je zadeptać w porę. Już zimą podałem notę do kolegium spraw zagranicznych, aby zażądano wypędzenia ich z granic saskich. Markow obiecał i notę wysłano, a oni spiskują tam najspokojniej i w dalszym ciągu miotają na nas i naszych aliantów najpodlejszemi oszczerstwami. Kołłątajowska kuźnica, jak i w czas bywszego sejmu, zasypuje powszechność paszkwilami; burzy to publiczną spokojność, roznieca waśnie i nieufność, przeszkadza skuteczności zabiegów naszych o dobro ojczyzny, a najważniejsze, że osłabia naszą sytuacyę w Petersburgu: z tego płyną nieobliczalne dla nas szkody.
— Sievers powinien żądać ponowienia noty do dworu saskiego — zabrał głos hetman — wszak w Dreznie zrobiła się ekspozytura paryskich bezeceństw i stamtąd rozszerza się ta zaraza na całą Rzeczpospolitą.
— I do tego już doszło, że nawet w Grodnie, pomimo wart licznych, prawie co dnia znajdują na murach nalepione paszkwile — skarżył się Nowakowski.
— Ba, dzisiaj czytano jeden z takich nawet w moim domu — szepnął biskup, podając sekstern, odebrany od Woyny. Szare karty obleciały socyetę. Czytano je z uwagą i gniewną awersyą, tylko Ankwicz zaczął się śmiać.
— Ależ Szczęsny pęknie ze złości. Splantowali go nadzwyczajnie. Ha! ha! ha!
— Prawie każda poczta przynosi takie smakołyki.