Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»I to był dzień drugi stworzenia«.
— Jakże się wam podoba »Biblia Targowicka«? Przedni dowcip, nieprawdaż?
— Pusta złośliwość, z której wyłażą ośle uszy jakiegoś gryzmoły bez talentu i nauki — odpowiedział biskup, niespodzianie stając między nimi.
Skonsternowana młodzież porwała się z miejsc, tylko Woyna, nie straciwszy rezonu, ozwał się ze zwykłą swadą i w tonie żartobliwym:
— I mniemam, że Szczęsny po takiej pigułce dostanie żółtaczki.
— A waćpan zapłaci trzysta złotych kary za rozpowszechnianie pism wzbronionych sanctitami generalności — zawarczał groźnie biskup.
— Dobry żart tynfa wart, a ta krotochwila godna sutszej zapłaty. Mówią, że pisał ją Weyssenhoff, ale czuję żądła Niemcewicza lub Dmochowskiego.
— Daj mi waszmość egzemplarz — wyciągnął drapieżnie rękę.
Woyna oddał niechętnie i chciał się jeszcze wykręcać dowcipkami, lecz biskup skinął na Zarębę i, zaprowadziwszy go do ustronnej komnaty, w rozmowie swobodnej, przyjacielskiej, a najeżonej podstępnie, hakami, brał go na spytki. Snadź egzamin wypadł pomyślnie, gdyż, przybierając ton serdeczności, wyznał otwarcie:
— Kasztelan wnosił za waćpanem gorące instancye.
— Wuj dobrodziej zawsze jest wielce na mnie łaskawy.
— Właśnie też rozglądałem się za człowiekiem