Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Właśnie sławiłem Mahometa i rozkosze haremów.
— Więc pan nienawidzi kobiet? — pytała hrabina Camelli.
— Z rozpaczy, że nie mogę wszystkich naraz uwielbiać!
— Za taką nienawiść powinien być skazany na dożywotnie małżeństwo.
— Litości, kara zbyt okrutna! — wołał jakiś fircyk we fraku »zebré«.
— Nudna i przytem cale w złym guście! — wyrokował jeden z braci Krotowskich.
— Waćpan naprawdę sławi haremy? — napierała księżniczka Czetwertyńska.
— Lubię przywileje, które mogę utrzymać batem i pieszczotą! — drwił już po swojemu, puszczając takie szmermele dowcipów i złośliwości, że śmiano się powszechnie, mimo ich kolącej zaprawy.
Szambelanowa, przysunąwszy się do Zaręby, szepnęła:
— Chciałabym wyjechać prędzej i niepostrzeżenie.
— Czekam twojego skinienia!
I gdy odeszła, przywołał Staszka, który coś zbyt żarliwie gospodarzył przy zielonej »teledze«, gdzie były zapasy oficerów.
— Niech Maciuś będzie gotowy każdej chwili!
— Kiedy proszę pana porucznika — spojrzał z rozpaczą na antały — kiedy ma być jeszcze iluminacya... kiedy...