Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Woyna nie wziął jej zbytnio do serca, tylko, podparłszy wargę złotą gałką laski, zauważył jadowicie:
— Z tego konkluzya, że Blum jest »czynnym obywatelem«. Tak nazywają Rojaliści Jakobinów i złodziejaszków. A gdzieś powiedziano: »Kto nie łupi ze skóry bliźniego, ten będzie złupiony«. Nie wiem, czy moja cytacya jest wierna, muszę się o to spytać biskupa Kossakowskiego. Ale, pójdźmy złożyć powinne hołdy pani Ożarowskiej.
Zastąpiła im drogę panna Terenia, impetycznie napadając na Zarębę.
— To waćpan tak się mną opiekuje! — wołała krotochwilnie.
— Musiałem ustąpić przed kapitańską szarżą. Gdzie mi się równać z von Blumem!
— Aha, teraz wiem, co w trawie piszczy! Zaraz powiem Izie, jaki waćpan dla mnie czuły!
Dygnęła z komiczną przesadą i poleciała.
— Biedny Marcin, jeśli ją bierze na seryo! Jej tylko w głowie zabawy i amuretki.
— Wszystkie takie same — syknął Woyna z nienawiścią. — Coraz więcej admiruję rozum Mahometa. To jedyny z mędrców, który pojął naturę kobiety i dał, czego jej było potrzeba: haremowe więzienie, a w perspektywie stryczek. Kobieta jest najpiękniejszym tworem natury, ale szkoda, że również nieudanym.
— Starościc znowu coś wygaduje na kobiety! — zaśmiała się Ożarowska, zbliżając się do nich w otoczeniu dam i całego dworu młodzieży i oficerów.