Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cytacyi praw, sądowych wyroków, świadków i krzywd rzekomych.
Król, znudzony tą bezładną litanią, obiecywał, im wszystko, czego tylko chciały, i spiesznie zwrócił się do ostatniego petenta.
Zaręba podał suplikę, wykładając zarazem w krótkości jej treść.
Król ani odmawiał, ani obiecywał, wspomniał tylko ogólnikowo o ciężkich terminach, w jakich pozostaje Rzeczpospolita, coś o potrzebie służenia ojczyźnie, kiwnął mu głową i zabrawszy ze sobą cudzoziemców, wyszedł majestatycznie, żegnany pokłonami i szmerem uwielbień.
Zaręba, nie cisnąc się wraz z drugimi do Friesego, aby go molestować o protekcyę dla swojej sprawy, wyszedł pośpiesznie i w antyszambrze wpadł w ramiona Marcina Zakrzewskiego, dawnego przyjaciela.
— Widziałem cię wczoraj w sejmie. Terenia mówiła mi, żeś przyjechał.
— I podziałeś mi się, jakby cię pochłonęła ziemia.
— Była z tobą osóbka, z którą jestem na bakier! — Podkręcił jasnego wąsika, łypnął niebieskiemi oczyma i zaśmiał się znacząco.
— Jedziesz z nami na piknik?
— Muszę warować przy królewskiej osobie. Mieliśmy robić wycieczkę do Poniemunia i siedzimy w zamku, bo będziemy dzisiaj wieczorem przyjmowali jakiegoś tajnego wysłańca z Wiednia. Zawierzam ci to pod sekretem. Jutro od rana jestem wolny.
— Widzę, żeś i na order już zarobił!