Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzęki przesypywanego złota, nazwy wyrzucanych kart, cyfry, rozmowy o sejmie, przygodne anegdoty, ciche przekleństwa i przyzywania służby, uwijającej się w liberyach jakby na wyrost, z tacami pełnemi butelek.
— Wspomnisz waść, jako Srokowski ci to rzekł: wszystko przepadło!
Uciekł od tego kraczącego głosu i znowu przyglądał się księciu, to przysiadał do bocznych stołów, gdzie zabawiano się butelkami a politycznem deliberowaniem, nigdzie jednak nie mógł długo wytrzymać.
Mierziła go ta dziwna socyeta, złożona z jakichś podejrzanych person, moskiewskich oficyerów i znanych powszechnie opojów i szulerów, jak Podhorski, Łobarzewski, Józefowicz, z królem rozpustników na czele, Miączyńskim.
Przejmowali go nieuleczalnym wstrętem i nienawiścią.
Raziło go również to wspaniałe mieszkanie, mające w rzeczywistości pozór prawdziwego Pociejowa lub zajazdu, tak dostojne resztki z pałaców mieszały się z wywłokami i zdefektowaną hołotą.
Jął się wreszcie przemykać do wyjścia, gdy stanął przy nim książę i szepnął:
— Chciałbym z panem pomówić, ale w tem domiszku nie sposób.
— Możemy wyjść na ulicę.
Przejęło go nagłe drżenie.