Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostają w kraju obce hordy, sprowadzone przez nich, wspaniałomyślna protekcya Imperatorowej i Król pruski, gospodarzący w Wielkopolsce.
— Nie w takich terminach bywała Rzeczpospolita, więc i teraz jakoś to będzie.
— Jakoś to będzie! — powtórzył, ziewając skrycie, i słuchał dalej z powinnem uważaniem ojcowskich dowodzeń. Bóg, wiara, kościół, złota wolność, liberum veto i, jako jedyne remedium na wrogów, pospolite ruszenie to było jego niezłomne credo. Podawał je jako katechizm i niby w katechizm wierzyć nakazywał. Sewer nie przeciwił się niczemu ani jednem słowem, bo nie pragnął kłótni, a przytem chciało mu się już spać.
— No a jakże ci się wydała Ceśka? — spytał wręcz, przeskakując z polityki.
— Panna godna uwielbienia, konie ujeżdża expedite! — zaczął ją wychwalać.
— A co nie mówiłem jaka to perła? — przerwał mu, a sapiąc z kontentacyi.
— I mogłaby egzercyrować konie choćby dla całej kawaleryi! — drwił i z wymuszonym zapałem opowiadał o jej Graczu, drygancie prima, i o jego pląsach i uczonych korwetach.
— Co tu długo delibrować! Weź abszyt i żeń się z nią. Puszczę ci tanio klucz kamiński. Chcesz, to choćby jutro pojadę z deklaracyą...
— Muszę jeszcze rozważyć różne okoliczności — pocałował go w rękę — nim ojca dobrodzieja uproszę o deklaracyę. Czasy też niespokojne. A nuż Rzeczpospolita będzie zniewolona wypraszać za próg swoich