Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




I.

Grabowski dwór Zarębów jeszcze spał.
Atoli z czeladnej buchały światła i przenikliwe śpiewania. Nizka ogromna izba, zakopcona do czarności, tonęła w złocistych brzaskach; na kominie buzował się tęgi ogień, świerkowe łupy trzaskały wesoło, iskrami aż na półkolistą ławę, pełną prządek, lnianych kądzieli i warkotu wrzecion.
Jejmościanka Bisia, w białym czepeczku z niebieskiemi szlarkami, w rogowych okularach na grubym nosie, ledwie wydająca się z głębokiego fotelu, ciągnęła rozgęganym głosem litanię do Matki Boskiej, piskliwy zaś chór dziewczyn powtarzał sennie co chwila:
— Módl się za nami!
Jakieś dziecko kwiliło w sąsiedniej stancyi, przeciągle ziewały psy, pozwijane w kłębki przed ogniem, i raz po raz buczały wrzeciona, wijące się po podłodze.
— Franka, nitka ci puchnie — ostrzegała jejmościanka, nie przestając śpiewania.
Parob ze łbem rozczochranym, w kożuchu i boso, zwalił naręcze drzewa pod komin, i przysiadł na cegla-