Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

troszczył się o jakiegoś ogara i jął grzmieć, aż szyby zabrzęczały.
— Pięćdziesiąt batów, jak się nie znajdzie! — obiecywał psiarczykowi. — Widziałeś się już z Ceśką? — zwrócił się do Sewera, prowadząc go na pokoje.
— Już się nawet zdążyła pogniewać na mnie!
— Możeś jej rzekł coś szpetnego?
— Nie pozwoli się ona zjeść w kaszy, czupurna do zastanowienia.
— I jedyna, powiadam ci do konia i strzelby, o zakład trafia w pamfila o czterdzieści kroków z pistoletu. Nie paskudzą jej głowy stroiki, gachy i romanse, jak drugim. I do rady ma nielada rozumek. Prawdziwy specyał!
Wprowadziwszy go do swego pokoju, gdzie również, jak w całym domu, panował nieład i pieski, nie brakowało ich nawet na łożu i wielkim stole, wyciągnął się na ławie, pokrytej niedźwiedzią skórą, zapalił lulkę i dalejże brać go na spytki a spowiadać. Sewer chętnie poddawał się indagacyi, niczego przed nim nie tając, zwłaszczcza o insurekcyjnych zamierzeniach rozwodząc się obszernie, spodziewał się nakłonić go do sprawy. I nie doznał zawodu, gdyż stryj rozpromienił się, niby żagiew na wichurze, a po różnych pro i contra zdeklarował się uroczyście.
Parol kawalerski, stawię się z kumami i czeladzią na placu! Choćby mi przyszło głową nałożyć — zerwał się rozanimowany — Boże jedyny, a ja zwątpiłem w Twoje miłosierdzie i mniemałem, jako już ostatnie terminy przyszły na Rzeczpospolitą i wszystko kaput!