Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wozu, przyciskając do piersi pudło ze skrzypcami, z któremi nigdy się nie rozstawał, tylko Rymkiewicz wyskoczył żwawo i zwyczajnie.
Sewer imieniem ojca wystąpił z krótką powitalną oracyą i, podawszy rękę starościnie, powiódł wszystkich do bawialni, gdzie już oczekiwała miecznikowa z całym swoim fraucymerem. Po wielce ceremonialnych powitaniach i prezentacyach socyeta zasiadła i potoczyły się dyskursa.
Starostwo byli dwornych manier, przesadnie ugrzecznieni, a tak strojni, że dawali pozór owych lalek woskowych, ślicznie przybranych paryską modą, jakie francuscy handlarze bławatów obwozili po dworach, kusząc niemi strojnisie. Oboje byli jednako pokryci barwiczkami, upstrzeni muszkami, pachnący, wykrygowani i jednako piękni mimo lat znacznych. Starościna w koafiurze na dobry łokieć, a kształt koszyczka trzymającej, w głębokim dekoltażu, obwieszona klejnotami, z wachlarzem w ręku i fijołkowych rękawiczkach, dzierganych złotem, niezmiernie ściśnięta w stanie, w sukni śliwkowej, mieniącej się kwiatami cudnie wyrobionymi, podpiętej na biodrach, a wzdętej u dołu, wykrygowana, siedziała sztywno, wodząc blademi oczyma dokoła i szczebiocząc bezmyślnie — powtarzała bowiem słowa, uśmiechy i miny, niby wyuczona stara papuga. Starosta prezentował się okazale w słomkowym fraku, zaaftowanym błękitnymi kwiatuszkami, w białej weście, przetykanej złotem, w białych kulotach z kokardami u kolan i w białych pończochach. Postaci był wyniosłej, twarz miał wyrazistą, lecz przez brwi wyczernione zbyt grubo, jakby wie-