Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okoliczność sobotniej Reduty. Marcin Zakrzewski nam powiedział, że przybędzie na nią Zubow ze swoją kompanią. To nam było na rękę. Jakoż ukazali się szumnie, w hiszpańskich przebraniach ze swoim chórem śpiewaków i tancerzów. Plan mieliśmy krótki: Zubowa wykraść ze sali, zapakować w sanie i sztychem go przymusić do powinności spełnienia. Wszystko udało się expedite, sprzyjała nam fortuna. Andzia sprawiła się nad pochwały. Wprowadził ją na Redutę, Piotrowski, przebraną za wróżkę. Od swoich oficyerskich amantów wysupłała przeróżne sekrety Zubowa. Pod pozorem wróżby zbliżyła się więc do niego i dalejże mu pleść duby smalone a ekscytować przypominkami, profetując przytem wywyższenie, pono nawet koronę. Dość, że dał się złapać na koń i by swobodniej słuchać i dalej uszów swoich komiltonów, pozwolił się wyprowadzić do bocznej stancyi. Tam już czekaliśmy na niego! Piorunem wszystko się stało; łeb w burkę, pęta na nogi i ręce, że nim się pomiarkował, już leżał jak baran związany. Wynieśliśmy go bocznem wyjściem od Karmelitów, w sanie i co w koniach pary, na Bielany! Dopiero w drodze dowiedział się odemnie przyczyny porwania. Targał się, niby oplątany siecią: groził, błagał i obiecywał, ale widząc jako nic nie wskóra, zgodził się pokornie na wszystkie kondycye. W kościele bielańskim już czekał ojcier Serafin, Zośka z Podkomorzyną i świadkowie. Kawaler oświadczył mi się akuratnie o rękę siostry, przyjąłem juści, sflisowano akt i przystąpiono do ślubu. Odetchnąłem, sądząc koniec moich utrapień. Wypadło jednak inaczej. Bowiem kiedy ksiądz zaczął ich