Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Śmiertelne sposobią mi łoże
I z ran już mdleję...«

Na ten rzewliwy, rozdzierający głos krzywdy, pierwsza Andzia zaniosła się płaczem, zawtórowały jej liczne szlochy i poruszone wielce publicum jęło wykrzykiwać, burzyć się, bić pięściami w stoły, że niewiadomo na czem byłoby się skończyło, gdyby Staszek nie był pociągnął uwagi nowemi jasełkami. Pokazał bowiem chłopa w białej sukmanie, z kosą w ręku, który zaczął lamentliwie prawić

»Ubogim, nieszczęsny,
Przez wszystkich wzgardzony,
Przez wszystkich krzywdzony,
Przez wszystkich deptany.
Ale na wiosnę,
Niech jeno w siłę podrosnę,
Niech jeno kosę na sztorc obsadzę,
Taką ja łaźnię sprawię,
Że król zadrży w Warszawie!
I wszyscy moi ciemięzcy
Zapłacą krwawie!«

Po nim zaczął jakiś urwisz śpiewać na nutę »Chciało się Zosi jagódek«, gdy powstał nagły wrzask, bowiem niespodzianie wtargnęli marszałkowscy. Kacper ze swoimi zagrodził im drogę, dając czas na rejteradę Staszkowi, czem rozsrożone pachoły chciały ich aresztować. Powstała sroga bijatyka i kotłowanina, że ani można rozpoznać, kto bił i kto był bity.