Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

towarzystwo, zabawiające się z Moskalami, powstawano zgodnie z najżywszem wzburzeniem. Pokazało się, że ten tłum na wszystko bacznie patrzy, wszystko widzi i wszystko surowo osądza.
— Balują sobie psiekrwie, jak za najlepszych czasów! — zakrzyczał jakiś pisarz mostowy. — Co noc pijatyki, zabawy i rozpusta.
— I pytam się, skąd mają na takie ekspensa? — podjął gwałtownie człowiek w zielonej, strzeleckiej kurcie, o suchej, jastrzębiej twarzy.
— A naród zdycha z głodu i zimna! — wypadł głos z jakiegoś kąta.
— Zamilczałbyś jeden z drugim — przykarcił ktoś poważniejszy. — Ciągnij dratwę, kpie jeden, a panom rozumu nie sprzedawaj.
— Bo gotowi kijami za takie nauki zapłacić — ostrzegał drugi.
Podniosły się protestacye i sprzeczki, zajątrzone particularnymi docinkami.
Konopka wrócił do sali tańców. Kapela rżnęła bezprzestannie, hołubce trzaskały dziw się dom nie rozwalił i kawalerowie dokazywali cudów. Spocony metr, z peruką na bakier, zachrypnięty, korygował niezmordowanie uchybienia i, wzmacniany kieliszkiem, to złotówką, prowadził tańce z niesłabnącym animuszem. Bawiono się, aż szyby brzęczały, zasię po sali jakoby różnobarwny rój motyli, porwany szalonym wirem, migotał i, taczając się od ściany do ściany, wił się nieskończonym korowodem, że jeno można było złapać oczyma rozwichrzone sukienki, rumiane twarze, pasiaste fraki,