Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

król, więc słuszna i nam mieć takowe instrumentum. Ja jeno dowodzę bractwem z Szubienicznej Rogatki, a ks. Meier wszystkiem rychtuje. Baur ani się spodziewa, kto za tropami jego psiarni szlakuje i z jakim skutkiem. Zwłaszcza że pomaga mi wszystek lud warszawski. Nawet sobie waszmość nie imaginuje, ile w tem pospólstwie miłości ojczyzny, ofiarności pro publico bono i nienawiści do tyranów! Gdybym jeno skinął, a zobaczyłbyś waszmość takie »czerwone msze« w Warszawie, jakie się teraz odprawują w Paryżu!
Zmitygował się naraz i zamilkł.
Radzymińskiego wielce zastanowiły te słowa, lecz nim zdobył się odpowiedzieć, wcisnęła się między nich słynna z urody i rozwiązłego życia Andzia, szczególniej wielbiona przez alianckich oficyerów, przybrana jednak z taką modestyą, że dawała z siebie postać cnotliwej skromnisi. Naszeptawszy Konopce na ucho, gruchnęła perlistym, długim śmiechem:
— Ciekawe przynosi awizy, dajno waszmość ucho.
Przechylił się za plecami dziewczyny.
— Achtyrskie dragony i kijowskie grenadyery mają w tym tygodniu ściągnąć do Warszawy. Zastanawiające!
— Nie może być! Niepodobna, żeby bez ważnej przyczyny zmieniali swoje leże.
— Tak pewne, jak siedzę między waćpanami. Łgarstwami gęby sobie nie strzępię — fuknęła obrażona. — Ale w nagrodę musicie mnie dowieść do szynkowni Kobylańskiego: tam co niedziela flaki, muzyka, sztajery i bijatyki. Chce mi się dzisiaj pohulać! Już mi