Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszelkich praw ludzkich. Cały kraj już jęczy od jego gwałtów; poczyna sobie w Polsce, jak nie poczynał dziki Tatarzyn! — skarżył się, nie ukrywając bezsilnego wzburzenia.
Dopiero w tej chwili spostrzegła jego starość, ociężałe ruchy i obrzękłą, pomarszczoną twarz. Osobiste uczucia zawodów i obrażonej dumy ustąpiły z jej serca, dając miejsce boleści nad poniżonym stanem Rzeczypospolitej. A ten król słaby, płaczliwie łamiący ręce nad własnem poniżeniem i niemocą, przejmował ją litością. Więc już nie nalegając na spełnienie swojej prośby, niecierpliwie czekała ukończenia audyencyi.
Król jednak, poruszony przypomnieniem nienawistnego człowieka, nie przestał wystawiać przed nią swoich rozlicznych utrapień.
Podsunął jej krzesło, w jakiejś chwili pocałował nawet w rękę i, zasiadłszy obok, przed kominem, puścił wodze żalom i skargom, jak to był coraz częściej robił przed różnemi osobami.
Z początku przyjmowała te zwierzenia chłodno, z powinności niejako, lecz skoro jął wyrzekać na gorycze osamotnienia i brak oddanego serca, jakieś radosne skłopotanie ją przejęło i gorąca fala krwi zalała serce; słuchała coraz chciwiej tych słów. Wszak to były jej własne smutki, jej marzenia i jej tęsknoty, jakiemi się syciła przez te długie, niezkończone lata. I ona zwątpiła o niem, pomawiając go o oziębłość i brak serca! Nie, nie potrafiła już słuchać bez łez, gdy skarżył się na ciężar korony, którą zawistne losy kazały mu dźwigać. Jakżeby radośnie złożył ją w godniejsze ręce i oddalił