Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wami. Ale pomimo nabożeństw, ulice roiły się od ludzi, zaś przy kramach pod bramą Krakowską, z których roznosiły się swędy prażonych kiełbas, zbierały się całe kupy pospólstwa.
Gęsto też przelatywały liberye na oszroniałych koniach, zaś kozacki patrol w kołtuniastych, rudych burkach i czapkach, z błyszczącymi grotami pik, wałęsał się z końca w koniec Krakowskiego Przedmieścia.
Wkrótce na głównym odwachu, pobok Bernardynów, zagrały werbla tarabany i klarynety. Następował obluz warty. Pluton dziesiątego regimentu szefostwa Działyńskiego, pod porucznikiem Lipnickim, luzował gwardyaków.
Na tenże sam sygnał, otwarła się brama zamkowa od Grodzkiej i wystąpiła przed nią w paradzie gwardya koronna z kapitanem Kosmowskim na czele, z doboszami i fajframi w odwodzie a z kapelą trombonistów na prawym flanku. Zaczem i szwadron ułanów królewskich, Königa, wysunął się czwórkami z pod zegarowej wieży, rysią dosięgnął Zygmunta, wziął z miejsca dyrekcyę na lewo, rozłamał się na dwie części, a wyciągnąwszy się podwójnym kordonem aż po zamkową bramę, stanął frontem, jakby wrośnięty w ziemię.
Właśnie po nabożeństwach wychodzono z kościołów, Krakowskie Przedmieście napełniło się ludem, tłumy też napływały od Starego Miasta i gąszczem zaległy wszystek plac, napierając na ułańskie kordony, sporo cisnęło się pod domem Campioniego i murami, przylegającymi do klasztoru PP. Bernardynek, bowiem, jakby na komendę, ukazały się naraz nieskończone ciągi po-