Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co sił w miedziany rondel, zasię insi, czem jeno mogli, przyczyniali się do przywabiania kupującej publiczności. Pospólstwo, wałęsające się między kramami, również zabawiało się w swój sposób, że niekiedy wybuchał generalny śmiech i takie wrzaski, przy których groźne bełkoty wezbranej Sekwany zdawały się miłym szeptem.
Niemała zwłaszcza uciecha panowała przy czerwonym wozie szarlatana, który wystrojony w powłóczystą togę i beret na konopiastej peruce, zalecał krzykliwie cudowne eliksiry na wszystkie dolegliwości, rwał zęby i golił obywatelów, a w antraktach pisał billets doux i udzielał sekretnych rad bezdzietnym mężatkom.
Nie zbrakło też ulicznych śpiewaków, ni sztukmistrzów, wzbudzających podziw połykaniem ognia i chodzeniem z głową między własnemi kolanami. Żebracy, wystrojeni w najosobliwsze rany i kalectwa, natarczywie dopominali się jałmużny. Ale wśród rozkrzyczanych tłumów dojrzał tu i owdzie ludzi, wertujących szpargały, pozwalane na kupy, lub odprawujących nieme medytacye przed obrazami.
Chomentowski szperał niestrudzenie po kramach bukinistów, aż natrafiwszy na pisma w umiłowanej materyi, zapomniał o całym świecie i nawet nie zauważył zniknięcia towarzysza.
Zaręba kwaterował na przedmieściu St. Honoré, w hoteliku pod «Doskonałym Sankulotą«, wyobrażonym w postaci srogiego męża w czerwonej czapce i z piką, na której zatknięta głowa ociekała krwią, zaś nadpis głosił śmierć tyranom.