Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

godzinę. Iza będzie ci rada. Niemałoś waszmość sprawił udręki swojemi breweryami!
— Pani szambelanowej? — zdumiał się niemało.
— Całej rodzinie! Jakże, toć Iza wstawiała się za waćpanem do samego ambasadora! Tak przepadłeś z Grodna, żeśmy przypuszczali jakąś złą przygodę... Różnie też szeptano po mieście. Mam z tej racyi do pomówienia z tobą sub sigillo. Chłód się już robi — zapiął złote pętlice wiśniowego szlafroka, podbitego marmurkami.
— Kubuś, pora na lekarstwo! — zaskrzeczał na chłopaka, drażniącego się z pawiami. — A pilnować mi małych, bo niech który zginie, a weźmiecie po pięćdziesiąt bizunów — pogroził służbie, wstępując przy pomocy Zaręby na schody i wiodąc go do swej komnaty, już jako tako urządzonej, reszta bowiem pałacu dawała obraz Pociejowa, tak była zawalona pakami, przeróżnem rupieciem, słomą i rozpoczętemi robotami mularzów i tapicerów.
— Cóż się tam dzieje w Grodnie? — spytał Zaręba, pozwoliwszy mu odsapnąć.
— Zwyczajnie: nikczemność i zdrada odprawują swoje Sabaty — wyznał się nieoczekiwanie, lecz dojrzawszy jego zdziwienie, dorzucił: — Wszyscy się już rozjeżdżają. Nawet Król Jegomość wzdycha do Warszawy, troska się bowiem, czy aby jego malarze nie pokpili sprawy przy wykończaniu wielkiego salonu w Łazienkach. Sejm będzie lada dzień zamknięty; uchwalono, czego żądano, zawarto traktaty, jakie były potrzebne sąsiedzkim potencyom, ułożą nową konstytucyę, i do