Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I najsposobniejsza pora zmarnowana.
— Pocóż się oglądać za komendantem, kiedy wojska powiedzie rozpacz i nadzieja zwycięstwa!
— Zali słabość jednego człowieka ma przeciwić się woli powszechności?
— I czy słusznem oddawać ster dyktatorowi?
— Jeśli się zaraz wojny nie rozpocznie, wszystko gotowe runąć!
— Mamyż czekać, póki, wojska nie rozgromi redukcya i dezercya?
— I to w czasie, gdy żołnierze modlą się o rozkaz uderzenia na wrogów!
— Moja brygada gotowa choćby dzisiaj — ozwał się Madaliński.
— Trzy tysiące Kurpiów czeka z palcami na cynglach — dodał Zieliński.
— Ogół żołnierzy nie pojmuje słuszności odwłóczenia wybuchu, lecz przyczynę dopatrzy w naszej małoduszności, lub w czemś jeszcze gorszem.
— Jeszcze gotowi rzucić się na własną rękę.
— I miejski lud wzburzy się odłożeniem. Któż zaręczy, że zawód i rozpacz nie popchnie ich do czynów podobnych, jakie dały francuskie sankuloty! Wszak już mówią o zdrajcach i głośno wskazują winnych. Nie brak tam zdeterminowanych na wszystko. Mamyż dopuścić do tego, aby pospólstwo uprzedziło nas w powinnościach względem ojczyzny?
Leciały zdania nabrzmiałe gniewem, rozpaczą i wzburzeniem. Większość dawała głośny wyraz niezadowoleniu i protestacyom, zwłaszcza młodzi oficyerowie