Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zadziera wyżej końskiego ogona, ma się Bóg wie za co, a tyle znaczy w kampanii, co ta wystrojona kukła.
— Śpiesz się! Dobrze znasz Warszawę i kwatery panów z komitetu?
— Wedle rozkazu! Przeciem łońskiego roku roznosił poczty od »Przyjaciół złączonych«. A o kwaterach poniektórych panów nauczy mnie »Barani kożuszek« albo ślepy Marcin z pod Kapucynów.
— Rozumiesz ważne i pilne listy! Zaczekaj — szepnął i jak był w pudermantlu zasiadł do pisania wezwań.
Przerywali mu jednak co chwila; to służący względem różnych dyspozycyi, to córki wpadły z wymówkami, że się nie pokazuje na pokojach, to jakiś gruby jegomość wsunął się utajonemi w obiciach drzwiczkami, na sekretną rozmowę, a w końcu weszła sama pani domu i, dowiedziawszy się w czem sprawa, jęła gotowe już listy składać i pieczęcią opatrywać. Dama była w samem południu lat i urody; strojna przytem, wyniosła i w szeleszczące jedwabie ślicznie przybrana; twarzy była ściągłej i śniadej, oczu czarnych w migdał wyciętych, nosa foremnego, warg miernych i czerwonych, włosów kruczych, treflowych w gęste loki a obficie złotym pudrem obsypanych i opadających na głęboko odsłoniętą szyję i kark. Postać miała okrągłą, pełną lubych powabów, spojrzenie mądre i głos cale przyjemny. Córka aktualnego prezydenta Warszawy, Rafałowicza, szczęśliwie łączyła w sobie dostojność, wyższą naukę i ambicyę żony męża głośnego w mieście. Była też jego wierną