Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pokój Naczelnika, gdzie się zebrali na naradę, był dość obszerny, chociaż nizki, a ladajakim sprzętem zastawiony. Na długim, prostym stole paliło się, prócz rurkowych łojówek w cynowych lichtarzach, jeszcze kilka grubych, jak gromnice, świec woskowych. Okna były wywarte, z ogrodu bił chłód wieczora, przejęty wilgotnością, i zaglądała wrześniowa, cicha noc, rozjarzona gwiazdami.
Naczelnik sam pozawierał okna i drzwi, na ogród prowadzące, zaś poleciwszy Dziemińskiemu wziąć straż pod domem, zabrał dawne miejsce. Sprzysiężeni zasiedli również. Nastało dłuższe milczenie, słychać było tylko przyspieszone oddechy i pryskanie świec, w twarzach znaczyło się głębokie skupienie, bowiem o losach Narodu zabierali się deliberować i stanowić.
— Madaliński zgłosił akces! — powiedział Naczelnik.
— Wyborowa brygada i cale cnotliwego ducha, widziałem ją parę dni temu. Wiele może zaważyć w insurekcyi — chwalił Pawlikowski.
— Obywatelu generale! — podjął uroczyście Barss — dla przyśpieszenia większego, imieniem komitetu, przywozim ci regestra wojsk i przygotowań.
— Byś zdeterminował dzień wybuchu — dodał major Czyż.
— Bowiem pora do zaczynania wybrana z wybranych.
— Cała powszechność czeka w najwyższem naprężeniu.
— I sankuloci gotowi uderzyć na Igelströma choćby natychmiast.