Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kto nie posłucha głosu powinności — zdrajca! — burzył się porucznik.
— Stępa, mości kawalerzysto, stępa! — szepnął pobłażliwie Naczelnik i tak się pogrążył w otrzymane relacye, że ani zauważył dziewki, rozniecającej światło.
Dopiero kiedy sama gospodyni przyszła zapraszać na wieczerzę, podniósł głowę z nad papierów, porucznika odpuścił, a zażądawszy dla siebie tylko czarnej kawy, którą bardzo lubił, znowu zabrał się do czytania i medytacyi.
Jadalnia zaś rozbrzmiewała brzękiem talerzy i wesołością, bowiem prym w niej trzymał kapitan Kaczanowski, który, poczuwszy w Jaworskim godnego kompana, świadczył mu godność coraz częstszemi kolejkami. Pokumał się w mig z całym domem; prawił strzeliste dusery jejmości, przypinając się z lada okazyi do jej rączek, podobnych bułeczkom, babunię zjednał, podsuwając jej w porę stołeczek pod nogi, dzieciom wyprawiał takie miny i figle, aż śmiały się do rozpuku, nawet służebnym dziewkom nie darował, gdyż poruszały się oczarowane, nie spuszczając z niego oczów. A czynił wszystko nietylko gwoli własnej potrzebie zabawy, lecz głównie dla odwrócenia uwagi od socyuszów, siedzących przy stole z posępnemi minami, a wielce zgorączkowanych i niespokojnych.
Zrozumiał jego przezorność Kołłątaj i szepnął mu przed wyjściem:
— Zabawiajże ich tak dłużej, choćby do rana! — a powstając, rzekł głośno: — Zawołamy waćpana, jak przyjdzie pora pokazać swoje regestra.