Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




II.

Która godzina?
— Pierwsza.
— Świt jeszcze daleko?
— Daleko.
— Bo o świcie umrę z pewnością. Wiem, że już mnie nic nie ocali, wiem! Dlaczego drzewa tak patrzą w okna?
— Wiatr niemi kołysze.
— Nie, nie!... one czuwają nade mną, one patrzą na mnie... one wiedzą, że... Co to?...
Krzyk długi, bolesny, wstrząsający krzyk rozdarł ciszę i długo echami tłukł się pośród niemych murów szpitala...
Zakonnica wyszła prędko, ale wróciła po chwili.
Wskazał ręką sufit i oczyma powiedział:
— Wiem, umarł tamten z pierwszego piętra. Wiedziałem o tem...