Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

wał, krzyczał, chciał uciekać... zdawało mu się, że go gonią.
— Nie dajcie mnie, matulu! nie dajcie mnie... — i cisnął się do matki, obejmował ją za szyję, a łzy palące ciekły mu strumieniem po twarzy, drżał cały... majaczył nieprzytomnie, aż dała mu jakiegoś leku, że wpadł w kamienny sen.