Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny jakiś chłopak, ludzi namarnował i sam się zmarnuje, a nikomu z tego nic nie przyjdzie.
— Ginie za drugich. A może i za wiarę bojuje, jak to nasi robili przed laty?
— Z jego wiary i psuby budy nie zbudował — rzekł porywczo i niechętnie. — Socjalista, oni nie wierzą w Boga, ni w duszę! Głupi, myślą, że jak zabiją cara i jego pomocników, to już zabiją samo zło, i świat będzie szczęśliwy.
Znam ich dobrze, siedziałem z nimi całą zimę w Moskwie i poznałem ich prawdę. Po książkach rozum łowią i za Boga uważają brzuch. Zdaje się im, że jak naród będzie syty, to mu już nic nie będzie brakowało do szczęścia. Każdy z nich gotów na śmierć za naród, a oszukują go gorzej od urzędników, bo obiecują złote góry i mamią cudzem dobrem i życiem bez pracy. Nawet mogą swoje przeprowadzić, gdyż głupi najłatwiejszy do otumanienia, takich zaś pełen świat. Ale to narodu nie zbawi i nie wyrwie zła z jego duszy.
Chrystus dał się na mękę, odkupił grzech pierworodny i pokazał człowiekowi drogę żywota. Kto pragnie dojść do zbawienia, musi wyrosnąć nad życie — tyle go będzie, co się sam wyniesie pracą i myśleniem i wiarą w prawdziwego Boga. Duszę trzeba rozpętać z ciała, żeby się mogła unosić jako ptaszkowie, aż pod słońce wieczności. Dosięgnie rajów, kto ma skrzydła z tęsknoty i wiary. Socjalizm to trumna za wielka dla dzieci, a za mała dla dorosłych, ale w sam raz do zgnicia człowieka. Każdy z osobna