Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
85
LILI

glądał się pieniądzom i rozliczał je w myśli na cały tydzień.
— Będziesz pan pił herbatę? to zrobię.
— Owszem! to możebyś pan i w piecu napalił?
— Daj pan na węgiel; cukru ani herbaty również niema, a może pan będzie co jeść, to przyniósłbym zaraz.
Zakrzewskiemu jeść się nie chciało, ale po cichym głosie Olkowskiego poznał, że musiał nie jeść cały dzień, co zresztą często się zdarzało w teatrze nietylko krowientom, ale i aktorom na stanowisku, więc dał pieniądze na szynkę. Wkrótce w piecu się paliło i pożyczony od sąsiadów samowar szumiał głucho. Milczeli obaj, bo Olkowski był bardzo