Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
52
WŁ. ST. REYMONT

całe cztery — zawołała Lili z rumieńcem.
— Szalkowska! a pani nic nie dasz? — zagadnął milczącą Korczewski.
— Dam sześć, Todzio zaraz przyniesie.
Mężczyźni nie deklarowali prześcieradeł, bo nic nie mieli.
— Jutro sobota, Wigilia! Szkoda, że nie możemy grać w drugie święto, teatr byłby pełny. Trzeba czekać do czwartku! Panie Leonie, w drugie święto pojedziemy na wieś z biletami, afisze będą jeszcze dzisiaj, lecę natychmiast do naczelnika, żeby zdążyć podpisać. Dzisiaj jeszcze umówię się o stajnię, a od jutra Korniszon może zacząć malować dekoracye. Do widzenia! Okręcił