Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51
LILI

— Teraz nie mogę, przyjdę wieczorem, jeśli pani chce koniecznie.
— Wieczorem nie będę w domu! — syknęła zirytowana, że odmawia.
— To i lepiej — odpowiedział ostro i odwrócił się do Lili, która udawała, że nie uważa i nie słyszy tych kilku słów, ale gdy usiadł obok niej, spojrzała na niego bardzo wdzięcznem i słodkiem spojrzeniem.
— Na ile prześcieradeł mogę liczyć?
— Ja mogę dać trzy, dwa muszę zostawić, nie mielibyśmy spać na czem — tłómaczyła się Gałkowska.
— My możemy dać cztery! raz... dwa...
— To my tylko dwa, bo mamy