Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
262
WŁ. ST. REYMONT

chciano go uspakajać, wpadał w gniew i najbrutalniej wymyślał wszystkim. Uczuł dziką radość w wypowiadaniu ludziom tego, co o nich myślał. Gałkowskiej rzucił prosto w oczy, że jest starą nędzną krowientą i brudną intrygantką. U Korniszona, zobaczywszy go malującym na pozszywanych prześcieradłach wykwintny salon, śmiał się długo, a potem kpił krwawo z jego mazaniny, z jego pijaństwa, z jego nędzy i wstrętnego komedyanctwa. Korczewską nazwał najgłupszą z klemp teatralnych, radził jej zająć się przyjmowaniem prania, a nie udawaniem aktorki. Kosa obrzucił takim gradem przezwisk pogardliwych, że tamten uciekł ze strachu.