Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
257
LILI

gdyby zechciał tego tutaj, w teatrze — ale jego żoną tam, na wsi, nigdy w życiu...
Wkrótce przyszła matka i zaczęła ją uspakajać i pocieszać i przytulać do siebie; ale odepchnęła ją szorstko i wołała z żalem:
— To mama chciała, to przez mamę jestem tak nieszczęśliwą, przez mamę...
— Jakieś ty niesprawiedliwe dziecko, jak ty mnie ranisz głęboko... Więc ja, twoja matka, umyślnie chcę cię unieszczęśliwić, co? Łzy zadrgały w jej głosie.
Nie odezwała się, ukryła twarz w dłonie i płakała spazmatycznie, a matka stanęła przy oknie i zapatrzona w zamglony śnieżną ku-