Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
222
WŁ. ST. REYMONT

rubla jak dziadom, ale zawsze rubel to pieniądz! — westchnął.
— Tak, racya, rubel to pieniądz, a świnia Boże stworzenie.
Zamilkli. Zmierzch już płynął od lasów i krwawymi pyłami rozsypywał się od zórz purpurowych zachodu. Słońce ogromną, rozpaloną kulą zapadało za lasy, a po śniegach, po drzewach, w powietrzu rozlała się przeogromna cisza nocy nadchodzącej. Na wschodzie pokazywały się gwiazdy i zawiewał stamtąd czasami wiatr bardzo cichy i mroźny, aż konie parskały, wyrzucając nozdrzami słupy pary. W dalekich, jak by zasypanych śniegiem wsiach, skrzypiały studzienne żórawie i rozlegały się ryki krów.
— Dwadzieścia lat temu naj-