Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
214
WŁ. ST. REYMONT

biletów, dwa razy tylko wylecieli do rowu, bo saneczki były z t. z. »obrębkiem«, który po utartej szosie zamiatał wciąż z jednej strony na drugą; w kilku domach nie zastali nikogo, w jednym powiedziano im, że nie potrzeba, że kupią sobie w kasie, raz tylko im nawymyślano i wyrzucono za drzwi, i raz wzięto za złodziejów i chciano odstawić do wójta.
— Mam już dosyć wrażeń, wystarczy mi na całe życie, możebyśmy wracali — zaczął Zakrzewski
— Mam jeszcze dwa dwory, w których napewno sprzeda się kilka biletów, mam zanotowane. Pierwszy dwór — to Rędziny, wielki majątek, pałac, hrabina