Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
196
WŁ. ST. REYMONT

łujemy rączki, panienkom nasze uszanowanie!
Wyszli. Zakrzewski z werendy obejrzał się; szlachcic stał w tej samej zdumionej postawie, z biletami w garści.
— Świetny początek! Sprzedaliśmy sześć biletów, mamy dwa ruble naddatku, zjedliśmy śniadanie, zabasowali z wysokiego tonu głuptakowi, a teraz hajda na Soplicę!
— Tak, ale jak na drugi raz zobaczą aktorów przed dworem, to każą ich psom przyjmować.
— Co będzie, to będzie, a grunt w tem, że mamy trochę gotówki! Obywatelu, a gdzie to droga do Drozdowa? — zawołał na parobczaka, który z za węgła im się przyglądał.