Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
143
LILI

rozmawiamy, psiatwarz! Niedawno, jakoś w przeszłym tygodniu, byłem nieco »wstawiwszy«; poszedłem wcześniej spać, obudziłem się nad ranem, księżyc świecił wprost w okno, jak teraz... naraz słyszę śpiew. Ki dyabeł? myślę sobie i słucham. Śpiewają w korytarzach! Myślę sobie, Kos z Felusiem i Olkowskim idą do mnie w odwiedziny pod dobrą datą. Podniosłem się trochę i patrzę na drzwi... Otwierają się... wchodzi cała procesya... mnichów! Zemdliło mnie trochę. A oni idą i śpiewają, śpiewają... Jeszcze pamiętam słowa i melodyę: Laudate pueri Dominum! Laudate!
Zaczął śpiewać przyciszonym, grobowym głosem.
Zakrzewski wstrząsnął się ner-